Zakup skutera w Tajlandii
Jako ogarnąć zakup skutera w Tajlandii?
Dwa tygodnie od przyjazdu mniej więcej ogarnęliśmy już wszystko, co do ogarnięcia było. Na głowy nam nie kapie, mamy z czego jeść (garnki takie drogie! au!), a teraz dodatkowo mamy czym jeździć.
Kupowanie swoich dwóch kółek w kraju kwitnącego Pad Thaia jest przeżyciem… niecodziennym.
Chciałem coś powyżej 150 cc oraz najlepiej z biegami. Niestety okazało się to marzeniem zgoła niemożliwym do zrealizowania, zakładając budżet poniżej 10 000 zł. Bądźmy szczerzy: zdarzały się maszyny, które nie dość, że spełniały te kryteria, to wywoływały u mnie uśmiech. Dość szybko jedna zamieniał się on w grymas, po bliższych oględzinach moto.
W Tajlandii, zupełnie jak w Polsce, nie należy się sugerować ogłoszeniami, zdjęciami na aukcjach, a tym bardziej przebiegiem. Wszystkie motocykle, nie ważne, czy 5, czy 2-letnie miały ten sam przebieg: 30 000 km. To tak jakby przy osiągnięciu tej magicznej liczby, każdy właściciel nagle oznajmiał:
– O nie! 30 tysięcy! Muszę natychmiast go sprzedać!
I podczas jazdy w pędzie zeskakiwał z maszyny.
Tłumaczyłoby to również stan skuterów.
Najłatwiej zakup skutera w Tajlandii będzie to zobrazować na przykładzie:
Pierwszym był mały pseudo-enduro-bike od Kawasaki. 150 cc szalonej mocy i ognia pod siedzeniem. Oglądam. Dobra, klocki do wymiany, linki do wymiany, olej i filtry pewnie też, kurde chyba ktoś na nim powódź przejeździł, ale poza tym…
Jazda testowa.
Wracam z michą uśmiechniętą. Zabawa przednia.
– Co, bierzemy go?- pyta Sylwia.
– Czy motocykl jest po wypadku? – pytam sprzedawcę nadal uśmiechając się jak wariat.
– Nie, żadnego wypadku nie było! Nowy! Jak Nowy! Tylko 30 tyś km bla bla bla
No niestety. Jeśli siedząc za kierownicą widzę, że cały przód jest przesunięty, schodząc z moto gołym okiem widać, że lagi wyglądają jak ściągnięte z beczki, a motocyklem jadąc prosto można było zawrócić to znaczy, że coś jest nie tak.
Drugi ciekawy przypadek to Yamaha R15.
Kojarzycie R1? Ma młodszego brata R6, a ten ma młodszego brata R3. Tu sprzedają wersję R15, czyli 150 cc które ma udawać potwora.
Oglądam taką R15. Wygląda super, cena niezła, rocznik rewelacyjny. No niestety dość szybko się okazało, że składak, do tego… hm, podejrzanego pochodzenia .
I tak dotarliśmy do dwóch Australijczyków, którzy prowadzą komis. Chłopaki kupują skutery tylko bezwypadkowe, po czym odnawiają je (w sensie pełny serwis plus) i wystawiają na sprzedaż. Przekonali nas gwarancją dorzucaną do skutera.
W ten sposób staliśmy się posiadaczami tego potwora.
Kompletnie nie to, co chciałem, ale jeździ się nieźle.
Okazuje się, że zakup skutera w Tajlandii to nie bułka z rodzynką, ale da się przez to przejść przy odrobinie cierpliwości i wytrwałości.
Więcej o Tajlandii tu: Tajlandia na Wandering Sparrow