Dziwactwa krajowe
Każdy kraj ma swoje małe dziwactwa.
No, prawie każdy. Oprócz Polski. My przecież jedyni normalni jesteśmy w tym całym wariactwie. Ostoja spokoju i normalności. I Szwajcarów, bo oni są po prostu nudni. I może jeszcze Francuzów. Oni są jednym wielkim dziwactwem, rozdrabnianie tego na małe dziwactwa mija się z celem.
Reszta już dziwactwa ma i czasami musisz być z zewnątrz, żeby je zauważyć.
Czasem przybierają formę ciekawostki kulturowej zmieszanej z atrakcją turystyczną.
Ciekawostka kulturowa to taka rzecz, która opowiedziana dwóm brytyjskim dżentelmenom popijającym herbatę w czerwonej budce telefonicznej na dachu piętrowego autobusu spowoduje, iż jeden z nich otrze wąs i powie:
– Zaiste, to ciekawe.
Taką ciekawostką- dziwactwem są na przykład boliwijskie damy w melonikach albo walki chrząszczy, albo baseball. No i jest jeszcze Mount Everest ciekawostek-dziwactw: Bollywood. Wszystko, co jednocześnie jest dziwne, ale i zakorzenione w kulturze i jednocześnie atrakcyjne z punktu widzenia turysty. Coś takiego co mogło powstać tylko w tym miejscu i czasie gdzie powstało.
Są jeszcze inne dziwactwa. Takie rzeczy, których za cholerę nie można zrozumieć i wydają się totalnym wariactwem, a potem przyglądacie im się i stwierdzacie, że są jeszcze bardziej pokręcone, niż wydawało się na początku. Jak dywan na ścianie. Chociaż lepszym przykładem byłby chyba:
Ruch uliczny w Indiach.
Wyobraźcie sobie miejsce, w którym nikt nie przejmuje się tym, czy cokolwiek poza klaksonem w twoim pojeździe działa. Nikt również nie przejmuje się tym, czy strona, po której jest na drodze, jest tą, po której powinien być. Do tego należy dodać mały bonus: w nocy wszyscy jeżdżą na długich światłach, bo inaczej nic nie widać, bo… wszyscy inni jeżdżą na długich światłach. Jakby przestali, to pewnie byłoby mniej wypadków, ale ta idea dla hindusów wydaje się równie abstrakcyjna co niewyrzucanie śmieci na drogę. Dla nich to takie Europejskie dziwactwo.
Kolejnym dziwactwem mogą być zakupy.
W Azji parokrotnie zdarzyło mi się (nie wszędzie oczywiście), że mogę kupić tylko określoną ilość warzyw, jajek etc. Np. JEDEN kilogram lub dwa, lub trzy, ale jak położysz na wadze 0,5 kg, to zobaczysz jak z uszu ekspedienta powoli unoszą się smużki dymu. Ostatnio mieliśmy taką akcję w paru sklepach („osiedlowych”) tu, na Phuket. Jajka na sztuki. Z bonusem matematycznym: możesz kupić tylko parzystą liczbę. Nikt nie wie dlaczego. Nieświadomi tych ustaleń położyliśmy przed Panią pięć i to wywołało to ogólną dyskusję personelu, międzynarodowe konsultacje, po czym jedno jajko zniknęło i Pani skasowała poprawną, unormowaną i zatwierdzoną przez Tajski rząd liczbę.
Jeszcze jednym takim dziwactwem w Azji (a może nie tylko w Azji, kto wie?) są rzeczy w folii.
Pierwszy raz natrafiliśmy na to w Iranie. Byliśmy u rodziny, która kupiła sobie cały zestaw mebli do salonu i wszystkie je miała owinięte folią. Na początku myślałem, że meble są nowe, jeszcze nie rozpakowane, ale nie. To była forma ochrony przed brudem i kurzem. W Tajlandii często trafiamy na foliowanie rzeczywistości, ale w skali mikro. Folia na przełącznikach, folia na czteroletnim telewizorze, czy na wyciągu nad kuchenką. Folia na paroletnim laptopie. Wiecie, taka forma opakowania, które już jest, jak kupujecie coś nowego i wyciągacie to z pudełka. Tylko że po paru miesiącach/latach to opakowanie zaczyna odpadać.
Dlaczego? Po co?
Wzruszenie ramion. Dla ochrony? No, ale to wygląda dziwnie i brzydko. Mama tak robiła i ja też tak robię. Z argumentem tradycji w postaci mamy dyskutował nie będę.
Ps. Dziwactwa są spoko. Dziwactwa to to, co wyróżnia każdy kraj. Wnioskuję o niezmienianie dziwactw.
Ps2. A Wy, na jakie dziwactwa trafiliście?
Jeśli szukasz więcej tego typu przemyśleń wpadnij na naszego Facebooka: XPRESS TOUR FB