Przemyślenia

Zobaczyć wszystko

To wpis o dawaniu rad, dlaczego robimy Wandering Sparrows i o tym czy warto zobaczyć wszystko.

Jazda na motocyklu oprócz oczywistych zalet w postaci czystej satysfakcji płynącej z prowadzenia maszyny i podziwiania widoków ma ten plus, że zostaje się pod kaskiem z własnymi myślami. A te odbijając się wewnątrz skorupy tworzą całkowicie nowe idee.

Przyznam: Czasem całkowicie kretyńskie.

Jedziesz wtedy zastanawiając się ile średnio owiec mieści się do ciężarówki. Innym razem takie, na których warto na chwilę zawiesić uwagę. Te, nie zapisane, ulatniają się niczym śnieg na wiosnę. Sporo z nich jednak zostaje chociaż w jakiejś cząstce, męczą i wracają, póki się ich nie przeleje na stronę internetową.

20150531-021

Zacząłem się właśnie ostatnio zastanawiać: bardzo dużo moich znajomych i znajomych moich znajomych zaczyna wyruszać w bliższe lub dalsze podróże. Ciągle słyszę o parze, lub znajomych wyruszających koleją transsyberyjską w wyprawę życia. Może to dlatego, że ostatnio większość moich znajomych to ludzie poznani na podróżniczych spotkaniach?

A może faktycznie zaczyna się ruch masowego podróżowania Polaków <35? Na jedno wychodzi.

Zawsze mówiłem, że chcę pokazać przez Wandering Sparrows, że się da, że warto, że może nawet jeśli podróżowanie nie jest dla Ciebie to trzeba się o tym przekonać. Bo siedząc w domu można się tylko przekonać o tym, że w siedzeniu nie wiele się zmieniło na przestrzeni ostatnich paru wieków. A jeśli już ruszysz się, chociażby do naszych sąsiadów, to zawsze zobaczysz coś nowego, poznasz nowych ludzi, wrócisz odrobinę inny. Tak, czy inaczej, ważne, że ludzie jeżdżą, a jak mówi znane przysłowie:

„Podróże kształcą”

Czy na pewno? Jacek Walkiewicz w swoim wystąpieniu powiedział kiedyś, że podróże kształcą, ale tylko wykształconych ludzi. Szczerze mówiąc sam napisałbym, że podróże kształcą, ale tylko tych, którzy chcą się kształcić. A zaskakująca ilość ludzi, którzy ostatnio wyjeżdżają chce się kształcić. I chce kształcić innych. Dlatego powstają jak grzyby po deszczu blogi i strony internetowe, kanały na YouTubie i niesamowite profile na Instagramie. Słowem każda podróżująca osoba ma konto we wszystkich możliwych mediach społecznościowych. I jako, że też do nich należę, to śledzę wszystkich znajomych bliższych i dalszych.

Ich wyprawy i rady. I tu się zaczynają schody, bo o ile bardzo lubię czytać relacje z wypraw, o ile potrafię docenić niesamowicie zrobiony film i wiem ile twórca musiał nad nim czasu siedzieć, o tyle rady są ciężką sprawą.

Rada radzie nie równa.

Jest w nas jakaś podświadoma chęć dzielenia się wiedzą z innymi. I nie twierdzę, że sam tego nie robię. Zdarza mi się to bardzo często. Padają pytania: co zabrać? Czego nie? Czy ma sens kupić to czy tamto? I odpowiadam. Według własnego doświadczenia. Ale staram się unikać polecania konkretnych miejsc czy zabytków. Opowiadałem kiedyś o tym jak Taj Mahal sprawił, że na długo przestałem mieć chęć zobaczenia następnej „niezbędnej do odhaczenia” rzeczy. Po skończonej tyradzie, w której zacząłem od porównania Taj Mahalu do Lichenia, a skończyłem na zdechłych psach, które pływały w wodzie obok tego cudu świata, podchodzi do mnie facet, który mówi:
– Uważam , że wszystko co powiedziałeś o Taj Mahal to bzdury. Ja tam byłem i ten widok zmienił moje całe życie.P1130394

Jak mam z takim stwierdzeniem polemizować? Dlatego zawsze zastrzegam: w naszym przypadku, gdy my tam byliśmy, moim zdaniem etc. Etc.

Gdy ktoś mnie pyta co jest do zobaczenia w kraju X mówię: ludzie.

To bezpieczne stwierdzenie, bo miejsca, które uważa się za warte odwiedzenia zapisują się w pamięci każdego zupełnie inaczej. Dobrym przykładem jest tu przywołany wcześniej Taj Mahal. Gdy my tam byliśmy było nieziemsko gorąco, żar lał się z nieba od paru dni, a my przy tej temperaturze prowadziliśmy motocykle w najniebezpieczniejszym do jeżdżenia kraju na świecie. Dodatkowo musieliśmy walczyć z hindusami, którzy chcieli nas dotknąć, polizać nasz GPS, czy wyrwać fragment opony.

Dlatego, gdy dojechaliśmy na miejsce, pierwsze na co zwróciłem uwagę to krążący po tłumie turystów kieszonkowcy. Kasjerzy próbujący naciągnąć nic nie podejrzewającego białego, na cenie biletu, nie spieszyli się z wydawaniem papierka, którego wartość wielokrotnie przekraczała moje wyobrażenia.

W środku rzeka turystów zaczynała sobie cykać fotę za fotą.

Wszyscy w tych samych miejscach, wszyscy po to, żeby zaraz umieścić ją na Facebooku, czy Instagramie. Do tego ogromna kolejka wejściowa, która okrążała budynek i w której stało się patrząc na rzekę, właśnie tą w której obok szczurów i śmieci pływały psy. I zawód po samym wejściu do środka, że nie warto było czekać. Mógłbym opisać to w tej post apokaliptycznej wizji, którą teraz mam przed oczami, gdy wspominam tamten dzień, ale postanowiłem zamienić to w zabawną anegdotę, która nie pasowała komuś, kto doznał w tym samym miejscu religijnego olśnienia.

Dlatego uważam, że każde miejsce może być wyjątkowe i ciężko jakieś polecać. I dlatego pytany, który kraj jest najlepszy do odwiedzenia, odpowiadam: Tajlandia i Iran, najlepsi ludzie jakich spotkałem, a po za tym piękne widoki.

IMG_2463
Z przewodnikiem?

Mam przewodnik podczas mojej wyprawy do Skandynawii. Przyznaje się oficjalnie. Otworzyłem go dwa razy: pierwszy i przedostatni. Wiem, że krąży powszechne przekonanie, że dobrą wyprawę motocyklową należy długo przygotowywać, zrobić listę miejsc do zobaczenia i przeczytać kiedy co jest otwarte.

Kiedyś myślałem, że tak należy podróżować.

Że nie jesteś podróżnikiem póki nie wejdziesz na wieżę Eiffla i nie dotkniesz muru chińskiego. Do tej pory mam wyrzuty sumienia, że mogę przejechać przecież obok światowej klasy zabytku nawet nie zwalniając. A potem odkryłem, że najlepiej trafiać w miejsca, które polecą ci inni, najlepiej tubylcy. Dziś to nadal prawda, ale do teraz wspominam, jak podczas EXT 2011 trafiliśmy na krzywą wieżę w Pizie… przez totalny przypadek i w środku nocy. Zaskoczenie, uciecha i wieża, która jest tylko dla nas. Wszystko to sprawiło, że do tej pory wspominam ten zabytek z uśmiechem.

I pomimo, że zawsze trochę bałem się ludzi, którzy grzmią z internetowych forów: „Jak możesz być tak nie przygotowany!”, to zamierzam powiedzieć: najlepsze wyprawy to te bez planu, te które możesz zmienić w każdej chwili, te które nie mają celu. Dlaczego? Bo daje to jeszcze więcej wolności. Tego przyjemnego dreszczyku, że nie wiesz co jutro, nie wiesz gdzie będziesz spać, co robić, co chcesz zobaczyć. Spróbujcie kiedyś. Spakujcie rzeczy na długi weekend, wrzućcie je na motocykl i po prostu jedźcie, chociaż na parę dni, ale kompletnie bez planu.

Dowiecie się wtedy czy to dla Was.

I może nie zobaczycie wszystkiego, ale nie będzie to miało znaczenia.

Ps. Zarys tekstu powstał na drodze trolli i altantic ocean road, gdzie wg. przewodnika jeśli jesteście na motocyklu w Norwie MUSICIE BYĆ. Byłem słaby i pojechałem. Są miejsca dużo ładniejsze.

Leave a Reply