Jedzenie w Tajlandii
Porozmawiajmy poważnie: jedzenie. Nawet poważniej: jedzenie w Tajlandii.
Wielokrotnie mówiłem o tym, że moja miłość do krainy uśmiechów zaczęła się nie od Tajek, jak zaczyna wielu Farangów, a od jedzenia (tekst m.in z zeszłego roku tu: Bangkok moje miejsce tycia).
Po miesiącu (z hakiem) mieszkania tutaj muszę sobie (i Wam) odpowiedzieć na parę ważnych pytań:
1. Czy do Polski zamierzam się toczyć?
2. Czy nadal żarcie wrzucam w siebie jak nasi wschodni sąsiedzi tanią gorzałę na plaży?
Phuket to specyficzne miejsce.
Mieszają się tutaj wpływy Tajskie, Malezyjskie, kolonialne i cholera wie jakie jeszcze. Efektem kuchennym są takie kwiatki jak Pizza Tom Yam czy Carbonara z krewetkami (boczek taki drogi!). Oprócz tego oczywiście pojawiają się klasyczny Pad Thai (makaron z jajkiem i krewetką) czy Tom Kha (kokosowa zupa z galangalem).
Słowem: można spróbować tutaj wszystkiego. I nie powiem: korzystamy z tego.
Gdyby nie fakt, że uparłem się, że będę chodził na siłownię min. 3 razy w tygodniu, to prawdopodobnie już dawno do mieszkania wchodziłbym przez balkon (szersze drzwi mamy). Tylko musiałbym przekonać Sylwię, że wciąganie mnie po linie na 3 piętro to świetna zabawa.
Oprócz siłowni uchroniła mnie jeszcze wielkość porcji. Przez pierwsze tygodnie po posiłku zawsze bym coś jeszcze zjadł. Teraz się przyzwyczaiłem, że Happy Meal to posiłek rodzinny. Tajskie podejście jest jasne: mało, ale często.
Niegłupie i ponoć zdrowe.
W Polsce jakoś byłem przyzwyczajony, że nie odchodzi się od posiłku jak jesteś najedzony. Odchodzisz, gdy jesteś tak pełny, że zaczynasz nienawidzić samego siebie. A i tak idziesz po lody.
Tu zazwyczaj tak nie jest.
Zazwyczaj, bo wczoraj byliśmy na Koreańskim grillu. Wstęp 200 bathów (ok. 22 zł) i jesz ile chcesz. Rewelacyjna sprawa. Wygląda to tak:
Dostajesz na stół takie o to, jak poniżej, bierzesz talerz, wędrujesz do bufetu a tam wszystko: warzywa, muszelki, wieprzowina, wołowina, kurczaki, robaki, no słowem co chcesz. Pakujesz na talerz i potem na grilla. Na górze mięso się smaży, dookoła zupa.
Samo spróbowanie wszystkich mięs zajmuje 30 minut. Zanim dojedziesz do deserów zaczynasz odczuwać dokładnie to, co po trzeciej dokładce pierogów.
Ale dla odmiany już dziś zrobiliśmy sobie obiad w domu.
Da się i tak, bo Tesco niedaleko, a ceny wszystkiego poza wędlinami i serami znośne, albo bardzo znośne.
Podsumowując: jedzenie w Tajlandii to super sprawa jak nie masz formy „all you can eat” wtedy gorzej.