Wyprawa dookoła Europy EXT 2011 Odc 24: Stacja Słowacja
No to Słowacja.
Nasza wizyta na Węgrzech umożliwiła nam odzwierciedlenie prawdziwości przysłowia o przyjaźni Polsko-Węgierskiej na szczęście tylko w części dotyczącej szklanki. Szabelki zostały odłożone.
Szkoda nam było wyjeżdżać ale ukojeniem na nasz smutek miał być bezpośredni sąsiad Polski- nieunikniony znak powrotu do kraju-Słowacja. Miał być- nie był.
Zapowiadało się całkiem nieźle.
Nocleg na łonie natury, grill, pranko i tylko kąpiel w jeziorze przypominała nam o pobycie, w innej niż Chorwacja, strefie klimatycznej. Niesmak pojawił się w dniu kolejnym. Cały kolejny dzień postanowiliśmy przeznaczyć na zwiedzanie stolicy. To centrum życia społecznego, kulturalnego, gospodarczego i politycznego oraz, jak obiecywał przewodnik, studencko-imprezowego zdawało się przechodzić przez martwy sezon. To peryferyjne położenie Bratysławy zdawało się wpływać na peryferyjny charakter tego miasta i żaden zabytek, muzeum, ani uniwersytet nie wpłynął na zmianę naszego zdania.
Może odrobina słońca zmieniłaby nasze nastawienie.
A tak, jedyną przychylną rzeczą, która nas spotkała była 50% zniżka studencka w lokalnej gastronomii. To wszystko tłumaczy tytuł naszego wpisu: „stacja Słowacja”- bo dosłownie był to tylko krótki przystanek podczas naszej podróży.
Rekompensatą miała być stolica,
która jest oddalona od Bratysławy jedynie o 60km (najkrótszy dystans między stolicami na świecie)- Wiedeń. Zanim tam dotarliśmy udaliśmy się na nasz kolejny „dziki” nocleg w hotelu typu „Natura-Natura”. Dokładnie nad Neusiedler See, na południe od Wiednia. 25 węzłów ( jednostka prędkości wiatru) była idealnym argumentem dla Cebuli, żeby po raz kolejny rozwinąć latawiec od kite’a. I mimo zdziwionego wzroku reszty użytkowników plaży, z pewnym zawzięciem udowadniała wszystkim ( poniekąd też i sobie), że wiatr nigdy nie jest za mocny na jej latawiec.
Co dziwne, pływanie w tej zmrożonej otchłani, nie skończyło się nawet katarem.