Wyprawa dookoła Europy EXT 2011 Odc 6: Jak Turku nas zatrzymało
Biorąc pod uwagę prawa Murphiego i wszelkie statystyki, niemożliwe byłoby odbycie naszej podróży bez żadnych usterek. No i stało sie…
Utknęliśmy w Finlandii,
a konkretnie w Turku. Złośliwy, zimny i bezduszny kamulec na leśnym parkingu dał upust swojej dzikiej agresji. W bezpośrednim starciu z naszym filtrem oleju… niestety – 1:0 dla kamienia.
Utrzymujemy, że był to sabotaż i celowe działanie wynikające z jego złej woli i nieposkromionego temperamentu. W efekcie tego nierównego sparingu straciliśmy niestety trochę oleju, nerwów, czasu i monetek.
Ponieważ nie mogliśmy ruszyć dalej zadzwoniliśmy po lawetę. Maksymalny czas oczekiwania wynosił 2h. Już po sześciu godzinach straciliśmy wszelaką nadzieję i ułożyliśmy swe zmęczone ciała do snu.
Całe zdarzenie miało miejsce, jak łatwo się domyślić, w najdalszym zakątku najdalszej wyspy, no bo gdzie? I akurat poza terenem miejskim. Murphie byłby wniebowzięty.
Na szczęście ubezpieczenie, które zapewnił nam nasz główny sponsor- firma Cube remonty- pokryło wszystkie koszty: lawety, warsztatu i noclegu. Dzięki temu mogliśmy w ogóle kontynuować podróż.
Niestety po 6 dniach.
Z powodu opóźnienia mieliśmy sporo wolnego czasu. Chcieliśmy go przeznaczyć na poznanie czwartego co do wielkości miasta Finlandii.
Streścimy Wam opis Turku (Obecnej stolicy kultury europejskiej) w jednym słowie: NUDA! Ze wszystkich miast, które mieliśmy okazje odwiedzić, Turku jest jedynym, w którym Nuda wytworzyła własną osobowość, założyła płaszcz i wyszła na ulice. Niesamowitym jest fakt, że tyle nudy może się pomieścić w mieście, które można spokojnie przerzucić mokrym beretem.
Z antenką.
Rzecz trzeba zlecić amerykańskim naukowcom do zbadania. I nie chodzi o to że my się nudziliśmy. Jak powszechnie wiadomo inteligentni ludzie się nie nudzą (albo Ci co mają dostęp do WiFi), więc ponudziliśmy się tylko troszeczkę.
Chodzi o, jak by to ujął poeta: „spirit of city”.
Wrocław, Kraków, w końcu Tallin i Ryga, wszystkie te miasta coś wyróżnia, coś się tam zawsze dzieje i nawet nie znając ich bardzo dobrze po wejściu na rynek można poczuć Atmosferę (koniecznie przez duże A). W Turku w NAJLEPSZYM dniu (tak, nocą rynek kompletnie pustoszeje) na rynku udało nam się spotkać Pana, który był fińskim skrzyżowaniem Krzysztofa Krawczyka i Elvisa Presleya. Jego niesamowitych wyczynów z klawiszami słuchała grupka ludzi mocno po 90-ce. Organizacja pogo pod sceną jakoś nam nie wyszła.
Niezrozumiałym jest, jak w ogóle Turku (175 tyś mieszkańców) otrzymało tytuł ESK. Mamy podejrzenie że sędziowie obradowali w Holandii, i po trzy dniowej imprezie, w trakcie histerycznego chichotu, padła propozycja: „dawajcie dla żartu wybierzemy losowo jakieś miasto i sprawdzimy czy przejdzie”. No, jak widać przeszło, ku uciesze sędziów i olbrzymiemu zaskoczeniu władz Turku. Mimo, że prawdopodobnie minęło trochę czasu, władze tego miasta są nadal tak samo zaskoczona jak były w trakcie wyborów. A może nawet trochę bardziej, bo jacyś bezczelni ludzie zaczęli przyjeżdżać i zwiedzać.
Pominiemy fakt, że średnia wieku na ulicach jest gdzieś tak koło 115.
A oprócz samochodów głównym środkiem transportowym są tuningowane elektryczne wózki (aż trudno sobie wyobrazić że gdzieś na świecie istnieje firma która zajmuje się produkcją 7 calowych spinerów). Chodzi o to, że w porównaniu do drugiej ESK z tego roku- Tallina, Turku nie proponuje nic, kompletnie nic ciekawego do roboty. Poza oczywiście kulturalnymi dyskusjami we własnym gronie. Co nie omieszkaliśmy praktykować każdego wieczora. Taaaa
W chwili gdy czytacie te słowa, my już ruszamy z północy. Niczym plemię wikingów, za jakiś czas spadniemy z hukiem, zgrzytem i wśród ogólnej ruchawki i pożogi na nic nie podejrzewająca Europę (prawie)środkową. Znaczy się jedziemy.
Jeden komentarz
Pingback: