Wyprawa dookoła Europy EXT 2011 Odc 20: Francja ponownie
Francja, część druga, powrót. Pierwszy nocleg spędziliśmy nad cudownym jeziorem. Oczarowała nas czysta woda i wspaniałe gwiazdy na nocnym niebie. Wszystko było by super gdyby nie jeden malutki, maciupeńki szkopuł, który zainspirował nas do stworzenia nowego portalu www.kupaprzynamiocie.eu (domyślcie się).
Wraz z następnym przystankiem cofnęliśmy się w czasie wprost do średniowiecznego zamku w Carcassone. Szybki śniadaning na murach i zwiedzanie niesamowicie klimatycznych uliczek pozwoliło nam się na chwilę poczuć jak na w zamku Jana z Nottingham. Jeszcze tego samego dnia poznaliśmy dwóch Francuzów z którymi spędziliśmy wieczór pijąc soki rozmawialiśmy o filozofii w języku, pieszczotliwie nazwanym „frangielskim” (migowym?!).
Impreza odbyła się na parkingu plażowym,
przy którym nota bene znajdował się spożywczy – rano bagietki ochoczo same wskoczyły nam do busa! W tym samym czasie trawiły się w naszych jelitach frytki + jedna zbłąkana paróweczka z dnia wcześniej, a Monia (po traumatycznych przeżyciach) wyszła z pomysłem na kolejny portal www.zdechlykotpodnamiotem.eu (tak, tu też możecie się domyślić o co chodzi).
Na każdym wyjeździe przychodzi czas na wysłanie kartek do znajomych. Francja była tym miejscem z którego większość naszej rodziny i znajomych dostała ich kartki. Pocztówki o których mowa nie były zwykłymi pocztówkami. Każda starannie dobrana miała niebanalne przesłanie a czasem i zaproszenie.
Yes! Yes!!,Yes!!! You are next – powiedział osioł patrząc się przez lunetę na półnagą dziewoję.
Większość kartek poleciała z Marseilles, gdzie poza zwiedzaniem portu odwiedziliśmy pocztę.
Następnego dnia pojechaliśmy do zoo.
Nie był to normalny ogród zoologiczny. Saint Tropez to miejscowość wszystkim i dużym i małym i chudym i grubym, no dosłownie każdemu, dobrze znana. Chodzi się tutaj po głównym deptaku i obserwuje jak właściciele olbrzymich jachtów przycumowanych w porcie żyją i funkcjonują na swoich łódeczkach.
Skąd zdanie o ogrodzie zoologicznym?
Bo i miejscowość wyglądała jak zoo. Przynajmniej dla nas: po jednej stronie mamy ludzi chodzących po nabrzeżu, a po drugiej super-bogaci właściciele jachtów wyglądają zza zahartowanego szkła. Gdy dorzucimy jeszcze obsługę łodzi, która przynosi wszystko właścicielom do ich „sanktuarium” mamy zoo w pełnej krasie.
Następna na naszej liście była Nicea. Trzeba przyznać, że Nicea jest to ładne miasto z tramwajami jeżdżącymi po trawie (dokładnie pomiędzy torami jest pięknie przystrzyżona murawa). Czemu nikt w Polsce na to nie wpadł… nie wiem?! Przechadzając się po pięknych małych deptakach doszliśmy do najlepszej lodziarni we Francji gdzie, każdy wybrał sobie po 2 finezyjne smaki. Nie pamiętam dokładnie co jadłem… jedno wiem – Monia zjadła mydło (lody o smaku jaśminu).
Następny przystanek tak dla urozmaicenia zrobiliśmy w innym kraju. Już nie Francja, a księstwo Monaco. Zaopatrzeni w wina i sery lawirowaliśmy wokoło pięknych wieżowców usytuowanych na skalistym zboczu. Przejechaliśmy busem po torze formuły 1 (czasy zbliżone do tych Kubicy), a następnie rozłożyliśmy się na murach zamku gdzie oglądając przepiękny widoki zjedliśmy kolację.