MXT 2012 Odc 02: Przygotowania do wyprawy
Dla mnie przygotowania do wyprawy są najcięższą, najdłuższą oraz niestety najżmudniejszą częścią podróży. Udzielę Wam paru rad, które oszczędzą ewentualnego rozczarowania i straty czasu.
Po pierwsze: nie nastawiajcie się, że zadzwonicie w parę miejsc, otworzycie stronę www i stronę na facebooku i sponsorzy zaczną lać gotówkę strumieniami na Wasz projekt.
To tak niestety nie działa.
W naszym wypadku wysłaliśmy ponad 1000 zapytań, ofert, listów i petycji, z czego tylko 6 firm odpowiedziało (nie liczę: MSZ oraz Prezydenta Wrocławia, którzy są zobligowani do zaproponowania Wam w miły sposób, co możecie sobie zrobić z prośbą o patronat, ale –faktycznie- Ci akurat odpowiedzieli). Z tych 6 firm, 3 odpowiedziały: nie. Z pozostałych 3, jedna zaprosiła nas na rozmowę, żeby zobaczyć dwóch gości, którzy mając 23 lata chcą objechać świat.
Tylko zobaczyć.
Byli ciekawi. Tak więc, żmudnie zbieraliśmy wsparcie, walcząc z procedurami oraz przedstawicielami różnych firm.
Poza tym należało przygotować:
– Planowaną trasę, wraz z miejscami, które chcieliśmy zobaczyć,
– Siebie- jeśli chodzi o wiedzę o świecie (uwierzcie, że ktoś kto wyda poradnik jak zachować się w różnych kulturach zgarnie grube miliony),
– oraz jeśli chodzi o języki, i chociaż podstawowe zwroty w każdym języku państw przez które przejeżdżamy (Panowie w turbanach dużo łagodniej reagują na dźwięk pozdrowień w swoim języku niż w angielsko- amerykańskim, a że Panowie w turbanach, co się potem okazało, mają często tendencję do posiadania broni maszynowej- zależy nam na ich łagodnym reagowaniu).
Doszły do tego wszystkie sprawy wizowo- papierowe.
Zezwolenia, pozwolenia, żółte karteczki, zielone karty, stemple i cały ten cyrk, który trzeba w wielu krajach okazać na granicy. Chociaż w wielu krajach 10 dolarów jest tak samo przekonujące. Żartuję oczywiście. (Am I?)
W związku z tym, że wizy wyrabia się tylko w Warszawie i w paru ambasadach trzeba pokazać się osobiście poznaliśmy trasę Wrocław- Warszawa dobrze niczym rozkład autobusu nocnego z rynku do domu.
Najlepiej wspominaliśmy ambasadę Pakistańską.
W ciągu 3 miesięcy w tym przeuroczym miejscu spędziliśmy pewnie ze 30 godzin. Trzy razy odmawiano nam wystawienia wizy. Trzy razy wznawiano procedurę, bo urzędnik się zmienił (krążą mroczne opowieści o tym co się stało z poprzednim). Także 3 razy zmieniano typ naszej wizy, a na końcu oznajmiono, że nie możemy wjechać od strony Iran ponieważ taka granica… nie istnieje.
Nieczuli na porażającą wiedzę geograficzno-polityczną urzędników Pakistańskich poprosiliśmy o wystawienie wizy i tak. Udało się, chociaż opóźniło nam to start o 3 tygodnie.
Przez 3 miesiące załatwialiśmy wizy do tych krajów, do których wiedzieliśmy, że nie będziemy mogli tego zrobić poza Polską czyli np. Indii, czy właśnie Pakistanu. Jest to czasochłonne, bo w każdej ambasadzie trzeba zostawić paszport na +/- 2 tygodnie, wrócić do domu, wrócić do Warszawy, przenieść paszport dalej, potwierdzić rozpoczęcie procesu wizowego i powtarzać proces, aż skończy się lista krajów.
Część wiz można dostać już „w drodze” co oszczędza sporo czasu.
Wielokrotnie w ambasadach zdarzał nam się także następujący dialog:
– Kiedy macie Panowie samolot?
Co odpowiedzieć? Zgodnie z prawdą:
– My zamierzamy tam POJECHAĆ.
– Pojechać?- lekkie niedowierzanie oraz łagodny uśmiech.
– Tak pojechać.
– Samolotem pojechać? Znaczy polecieć? – to etap, w którym rozmówca zakłada, że 2+2 liczysz na palcach. I prawie zawsze wychodzi Ci osiem.
– Nie, pojechać motocyklami, znaczy pojechać.
15 minut później oraz „parę zdjęć i plan podróży” później dostawaliśmy zadanie: I tak musicie przynieść rezerwację na samolot.
Nie da się inaczej.
To etap, w którym wątpimy chociaż w śladową ilość logiki w biurokracji.
Następną rzeczą były szczepionki.
Nie wolno o tym zapominać, szczególnie jeśli jedziecie w rejony w których, no cóż… oględnie mówiąc z higieną jest raczej krucho (Ustalmy: krucho nie jest wtedy kiedy ludzie nie myją rąk przed jedzeniem, krucho jest wtedy kiedy ludzie żyją w błogiej nieświadomości o wynalazkach takich jak np. woda bez żyjątek w środku). Poszliśmy do sanepidu przygotowani na to, że będziemy musieli teraz to miejsce odwiedzać dość często, jednak Pani doktor stwierdziła, że jako, że jesteśmy wyposażeni w dwa pośladki oraz dwa ramiona, nie widzi problemu, żeby kuć nas po 4 szczepionki na raz.
Nie wiem czy jest to zgodne z procedurami, ale przyspieszyło sam proces szczepienia.
Organizowaliśmy także spotkania motocyklistów w zaprzyjaźnionym barze, jeździliśmy na targi, i codziennie widywaliśmy się, żeby dogadywać szczegóły (produkcja koszulek, naklejek, przymierzanie, negocjowanie etc. etc.) oraz ogarniać nasze motocykle, które, ze względów finansowych kupiliśmy 1,5 miesiąca przed wyjazdem. Swoją drogą za przygotowanie motocykli należą się olbrzymie podziękowania mojemu tacie, który codziennie po pracy wracał, schodził do garażu i rozkładał nasze maszyny na części pierwsze i potem składał z powrotem. Doszedł do takiej wprawy przy tym że nawet nie zostawały mu żadne części.
A nawet ponoć jakieś dołożył.
Do tego dochodziły kontakty z mediami, wypuszczanie nowych filmów na nasz kanał YT, oraz wywiady, w których się z tego wszystkiego tłumaczyliśmy. Muszę przyznać, że jak zabieraliśmy się za ten projekt, nie myślałem, że organizacja w zasadzie będzie pracą, może nie na pełny etat ale tak na ¾. W połączeniu z dwoma kierunkami studiów, na których wtedy byłem, i pracą, do której trzeba było chodzić, żeby odłożyć cokolwiek na podroż, efekt mógł być tylko jeden. W Czerwcu było już jasne, że jest 2:1.
Zawaliłem studia, ale wyjeżdżamy na wyprawę!
I tak po miesiącach przygotowań, wielu wyrzeczeń, krótkich snów i długich dni, 25 września ruszyliśmy.
Jeden komentarz
Pingback: