Norweskie słodycze są pełne zła
Dziś, po całodniowym jeżdżeniu po wybrzeżu i gadaniu z Norwegami postanowiłem, że należy mi się coś od życia. Postanowiłem, że zrobię sobie najlepszy prezent ever: słodycze. Ale nie byle jakie, tylko specjalnie wybrane i selekcjonowane przez specjalistów, najlepsze na świecie:
Norweskie cukierasy.
Pełen zapału, chęci i wiary w nadchodzącą, lepszą część dnia, podjechałem więc do sklepu. Po zaczerpnięciu rady od ekspedientki o aparycji przypominającej łososia (to samo bystre spojrzenie) wybrałem dropsy, które dostępne są ponoć tylko w Skandynawii. Z zadowoleniem wymaszerowałem ze sklepu i bez większej zwłoki rzuciłem się na zdobycz rozszarpując opakowanie.
Moje zaskoczenie i jednoczesna rozpaczliwa próba przełknięcia pastylki musiały wyglądać komicznie na środku sklepowego parkingu. Człowiek, który wynalazł ten „słodycz” musiał być w dzieciństwie szarpany przez rówieśników za warkocz. Mógł też być ciągnięty na linie za wrotkami, a następnie zanurzany w rzeczce zwanej pieszczotliwie „śmierdziawką”.
Rodzice karmili go z procy i nawet pies nie wykazywał większej chęci zawarcia z nim znajomości. Swoje smutne doświadczenia skumulował i postanowił przekazać potomnym w postaci kolorowych pastylek.
Możliwe też, że był sąsiadem samego Lucyfera na dnie piekła, przy płynącej lawą alei najczarniejszych charakterów. I tylko codzienne wycie jego nic niepodejrzewających ofiar pozwalało mu na doznanie relaksu po całym dniu dźgania widłami potępionych. Siedział więc na swoim tronie, popijał z czary zrobionej z ludzkiej czaszki i czekał na dźwięk rozrywanego opakowania, by zaraz potem wybuchnąć opętańczym śmiechem.
Na pewno natomiast był w zmowie z łososiową ekspedientką.
Słodycze tego typu, Norwegowie pewnie dają tylko tym dzieciom, które przez ostatnie trzy lata nie przyniosły ze szkoły dobrego stopnia. Największym ich osiągnięciem jest pobicie krowy sąsiada, a w wolnym czasie opiekają koty nad koksownikiem. Ewentualnie trzymają w kryształowych misach na telewizorach tak długo, aż się częściowo roztopią i skleją ze sobą. W ten sposób nawet jeśli będziesz dość szalony, żeby je zjeść, to będziesz musiał upierdzielić sobie ręce po same łokcie.